czwartek, 3 sierpnia 2017

Dokładnie pięć miesięcy temu, 3 marca 2017, nasz świat legł w gruzach – stało się coś, o czym nadal jest nam ciężko mówić, pisać, nawet myśleć, choć upłynęło już tyle czasu. Straciliśmy naszą ukochaną sunię Diunkę – odeszła na skutek komplikacji i zaniedbań weterynarzy po operacji usunięcia guza z klatki piersiowej. Ból szponami ściska za serce i nie odpuszcza. Jej już nie ma, już nie cierpi, ale my zostaliśmy i musimy zmagać się z tęsknotą, żalem i ciężarem konsekwencji dokonanych wyborów i podjętych decyzji. Rozpacz po stracie i poczucie winy cały czas nas prześladują. Nie ma godziny, w której byśmy o niej nie myśleli. Od czasu, gdy jej nie ma, wszystko jest inne… Nigdy się z tym nie pogodzimy. Nie chcemy się z tym godzić, chcemy zawsze pamiętać każdą sekundę spędzoną z naszą kochaną sunią, ponieważ była niezmiernie ważną częścią naszego życia. O ile byłoby uboższe, gdyby się w nim nie pojawiła. Dlatego jest tak trudno, smutno i źle, kiedy musimy przygotować o jedną miskę z karmą mniej (Diunka była strasznym żarłokiem i zawsze dostawała jedzenie jako pierwsza), gdy wołamy psiaki z ogrodu, a ona nie przybiega, gdy rano, przy śniadaniu, nie czeka, aż dostanie kubek po jogurcie do wyczyszczenia, gdy nikt już nie robi szalonego „tańca ogona” leżąc na plecach na środku salonu.
Decyzja o jej kupnie był świadoma i przemyślana, długo szukaliśmy właściwej hodowli i w końcu wybraliśmy Tuskulm Quissam (Anetko i Krzysiu, bardzo Wam dziękujemy). Najpierw puchatą kulkę Galaxy Sun Tuskulum Quissam odwiedzaliśmy w hodowli, aż w końcu, 6 września 2009 r. przyjechała z nami spod samych Gór Izerskich do Warszawy. Szybko wyrosła na piękną suczkę. Ale najwspanialszy był jej charakter. Diunuś była psem cudownym, wyjątkowym, idealnym. Miała w sobie wielką wrodzoną mądrość. Nie potrzebowała nauki i szkoleń, aby wszystko rozumieć. Była nasza najlepszą przyjaciółką, ukochaną towarzyszką. Uwielbiała z nami podróżować – „pańcia powiedz tylko, że jedziemy, a ja jestem już gotowa”. Wspólnie przemierzyliśmy wiele szlaków i zdobyliśmy wiele szczytów w Karkonoszach, Górach Izerskich i Świętokrzyskich. Jeździliśmy nad jeziora, rzeki, do lasu. Diuneczka uwielbiała wodę, ale w odróżnieniu od naszego Jasperka, nie przepadała za pływaniem. Wolała brodzić i taplać się w wodzie. Po swojemu, na spokojnie, z rozwagą.
Bardzo ceniła sobie spokój i harmonię w stadzie, potrafiła doskonale tego pilnować. Wystarczyły subtelne gesty, aby reszta psiaków wszystko zrozumiała. Dzięki niej mamy Cirillkę – córkę jej i Jaspera. Obecność Ciri bardzo nam pomaga – poza tym, że stara się nas pocieszać, dostrzegamy coraz więcej podobieństw w jej wyglądzie i zachowaniu do mamusi. Dzięki niej Diunka jest wciąż obok nas.
Miała dopiero 7,5 roku, wydawało się, że jeszcze tyle wspólnych chwil przed nami. A teraz już jej nie ma. Choć wszystko co wspólnie przeżyliśmy było cudowne, na razie wspomnienia wywołują ból, nie potrafimy powstrzymać łez, gdy wpadają nam w ręce jej zdjęcia. W żadnym języku tego świata nie ma słów, którymi można by opisać ile Diunka dla nas znaczyła, i jak bardzo nam jej teraz brakuje.

Żegnaj nasze Słoneczko, bardzo Cię kochamy… Mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś, gdzieś, w jakimś innym świecie czy wymiarze spotkamy się ponownie. Przybiegniesz do nas merdając ogonkiem, staniesz słupka i obejmiesz nas łapkami. A potem pójdziemy na długi, wspólny spacer…





































poniedziałek, 29 lutego 2016

Styczeń-luty- sprawozdanie :)

W taką porę roku szesnaście łapek zapewnia nam pracę z mopem i odkurzaczem niemal non stop :) Dlatego na wielu zdjęciach i nagraniach video w tle przewijają się sprzęty domowego użytku, odkurzacz zajmuje honorowe miejsce w salonie, mop skrada się za rogiem, ale taki los psiarzy, ot co ;)  Albo sterylne mieszkanie, cisza, spokój, albo mnóstwo radości, miłości i oddania złotych  serduszek – ja już dawno temu wybrałam :)
W styczniu, jak zwykle, odwiedziła nas Sansa z rodzinką. Sansa – dla tych którzy jeszcze nie wiedzą, to sunia z pierwszego miotu (kwiecień 2013 r.) Perro Companero. Sunia jest baaardzo sympatyczna i pocieszna. Kilka chwil po tym, jak do nas weszła, zniknęła, a znaleźliśmy ją w sypialni, na łóżku – taka z niej królewna :)))
Wielu z nas wie, że goldeny uwielbiają wodę, jednak nie każdy zdaje sobie sprawę, że dla większości tych psów istnieje ogromna różnica pomiędzy jeziorem, strumieniem czy brudną kałużą, a bieżącą wodą w zaciszu domowej łazienki. O ile Jasper, Diuna czy nawet Milo nie są zadowolone, gdy przychodzi pora kąpieli, to jednak z wielkim żalem w oczach pokornie poddają się naszym zabiegom, tak Cirilla stawia kategoryczne veto. Jej pierwsza kąpiel odbyła się bez większych przeszkód, nawet cieszyłam się, że tak gładko poszło. Kolejna była już totalną porażką. Prośby, groźby, korupcja – nic nie było w stanie przekonać tej zbuntowanej nastolatki do grzecznego wytrwania w wannie podczas kąpieli. Akcja kąpiel Ciri kończy się totalnym chaosem w łazience, w powietrzu latają wszystkie kosmetyki, woda jest wszędzie, tylko nie na psie. Nie wiem w kogo ona się wdała. Latem jest nieco prościej, bo młodą można przemyć przy pomocy szlaufu, ale w sezonie jesienno-zimowym pojawił się problem. Jak poradzić sobie z tą małą waleczną istotką? Jakiś czas temu zaczęliśmy drobnymi kroczkami oswajać Cirillkę z wanną. Duża ilość smaczków, kliker i krótkie sesje zdają się przynosić rezultat. Jeszcze nie udało nam się wykąpać brudaski, ale wchodzi do wanny i toleruje płynącą wodę, jak dla nas to dużo. Jeśli ktoś z Was ma pomysł jak usprawnić ten proces, jesteśmy otwarci na propozycje :)
 Nie wiem dlaczego do tej pory nie pisałam o umiejętnościach aporterskich Diunki, a przecież jest się czym chwalić :) Nie polega to stricte na aportowaniu przedmiotów, to coś bardziej przydatnego niż przyniesiony patyk czy zabawka. Diuneczka lubi i umie pomagać nam w codziennych sprawach, jak np. rozpakowywanie i transport  zakupów z samochodu do domu, podnoszenie upuszczonych przez nas rzeczy np. na spacerze rękawiczka lub telefon. Zawsze można na nią liczyć, jeśli chodzi o transport ręczniczków papierowych czy innych przedmiotów mieszczących się w pyszczku suni. Nie uczyliśmy jej tego, jedynie dostrzegliśmy i wykorzystaliśmy drzemiący w niej potencjał  i nieposkromiony apetyt :)) Zawsze za tą ciężką pracę Diunuś zostaje nagrodzona :) Czasami zdarza się, że gdy jest głodna i  próbuje wymusić na nas posiłek, przynosi nieproszona np. kong, inną zabawkę lub skarpetki :) Jak jej nie kochać !!!




W sumie, to nie do końca rozumiem, dlaczego Milo jeszcze mieszka z nami. Tak sympatyczna, łagodna i oddana psina powinna już dawno znaleźć Swojego Człowieka!
Jego problem z nerkami został już zdiagnozowany i opanowany. Niewiele psów ma to szczęście w nieszczęściu, że choroba została wychwycona we wczesnym stadium i przy odpowiedniej diecie i lekach jej postęp został spowolniony. Często zdarza się, że gdy pojawiają się wyraźne objawy tej choroby, bywa już za późno na leczenie....

Niedoczynność tarczycy? Bez przesady, ludzie też na to chorują, to choroba cywilizacyjna, z którą też da się żyć. W przypadku Milo trzeba tylko dwa razy dziennie pamiętać o podawaniu hormonu euthyrox. Lęk separacyjny, który pojawił się u Milaka, już prawie udało nam się wyeliminować. W tej chwili, gdy Milo zostaje sam w domu, jest w stanie spokojnie spać. Jest czujny i zdarza mu się szczekać, gdy usłyszy, że coś się dzieje na zewnątrz, np. listonosz przy bramie, sąsiad wracający do domu. Po chwili szczekania, Milo wycisza się i kładzie. Skąd wiem, jak to wygląda? Oczywiście inwigilacja za pomocą skype'a :) Pewne nadzieje pokładamy również w kamizelce antystresowej, którą ostatnio Milo dostał od sponsorów (dziękujemy) oraz kastracji chemicznej, która miała miejsce w minionym tygodniu. Kolejny punkt to wiek Milo: 8,5 roku – niby już nie taki młody, ale... Każdy kto miał okazję go poznać, nie dałby mu tylu lat. Jest w bardzo dobrej formie, ma mało kamienia na zębach, dosyć świeży oddech i dużo energii i chęci do zabawy :) Można nawet powiedzieć, że jest nieco infantylny :) Najlepiej dogaduje się  z półtoraroczną Ciri :)
Zainteresowanych odsyłam do wątku Milo na stroniefundacji Aurea

 http://www.fundacjagoldenom.fora.pl/pod-opieka-fundacji,17/milo-8-5-letni-golden-do-adopcji,6467.html

Poskramianie brudasa trwa... 






Na krześle - to musi być Jasper!


Diunusia


Milo, Diuna i Jasper

Na pierwszym planie Ciri z uśmiechem Jokera :)







Milo


Milo



Nasz gość - Sansa

Szalona Sansa

Sansa  Diuna (i ja)